mgr inż. Kazimierz Jańczyk
Regionalista Stalowa Wola
Z historii obrazu 1754-1954
Geneza obrazu Matki Boskiej Szkaplerznej jest dziś trudna do szczegółowego ustalenia z powodu niedostatecznej ilości przekazów źródłowych. Pierwsze wiadomości o nim pochodzą dopiero z drugiej połowy lat pięćdziesiątych XVIII stulecia. Zanotował je Jan Kanty Ligęza, archidiakon sandomierski, który z polecenia bpa Ig. K. Sołtyka, ordynariusza krakowskiego, wizytował w 1764 r. rozwadowską parafię. Jego relacje dotyczące paru epizodycznych zdarzeń związanych z początkami tegoż wizerunku szkaplerznego, można uporządkować w następujący sposób:
W 1754 r. Papież Benedykt XIV wydał „Przywilej” na erekcję bractwa szkaplerznego przy kościele farnym w Rozwadowie. Dokument ten trafił drogą urzędową najpierw do wspomnianego powyżej biskupa krakowskiego, który po zapoznaniu się z jego treścią przekazał go do realizacji ks. Janowi J. Jakielskiemu, pierwszemu proboszczowi rozwadowskiemu dnia 25 marca t. r. Wkrótce potem zostało założone wspomniane bractwo. Podczas ceremonii erekcyjnej istniał jakiś „stary feretron szkaplerzny”, który zaginął po 1764 r. W międzyczasie pleban sprawił drugi okazały feretron z wyrzeźbionym i pozłoconym wizerunkiem Madonny Szkaplerznej, oprawionym w ramy przystosowane do obnoszenia go w procesjach przez członków bractwa. Niezależnie od tego duszpasterz ów wystawił stylowy ołtarz boczny poświęcony „przebłogosławionemu szkaplerzowi” Najświętszej Maryi Panny. Wreszcie proboszcz uczynił w 1763 r. „fundację” na rzecz tegoż bractwa, „lokując na synagodze opatowskiej 3000 fi. pol.”, z czego roczne procenty wykorzystywało miejscowe bractwo na własne potrzeby dewocyjne.
Analizując przytoczone informacje wizytatora biskupiego, nie trudno zauważyć znaczną skrótowość jego przekazów. Mimo to zawierają one bezsprzecznie ramową dokumentację chronologiczną pierwotnych zdarzeń związanych bezpośrednio z omawianym tutaj wizerunkiem szkaplerznym. Jeśli wzbogaci się je uzupełniającymi wiadomościami z literatury przedmiotu, można na ich podstawie odtworzyć początkowe dzieje obrazu matki Boskiej Szkaplerznej zwanej „Rozwadowską”.
Inicjatorem obrazu szkaplerznego był niewątpliwie ks. J. Jakielski. Nie tylko zbudował on na terenie miasta pierwszy kościół farny wraz z całym kompleksem obiektów plebańskich, ale stał się zarazem pionierem organizującym od podstaw życie religijne w stworzonym przez siebie nowym centrum duszpasterskim. Idąc za przykładem ówczesnych miast i miasteczek realizujących programy duszpasterskich oddziaływań za pośrednictwem różnych bractw i stowarzyszeń pobożnych, powziął myśl powołania także w Rozwadowie tego typu organizacji. Znikoma liczba ówczesnych mieszczan katolików zadecydowała bez wątpienia o stworzeniu zaledwie jednego tylko bractwa szkaplerznego, które mogło rekrutować członków również spośród pospólstwa wiejskiego. W tym właśnie celu zwrócił się proboszcz do Stolicy Apostolskiej, prosząc o przywilej na jego erekcję. Otrzymawszy takie pozwolenie od papieża Benedykta XIV, zlecił urzeczywistnienie tego przedsięwzięcia członkom zakonu Karmelitów bosych z konwentu lubelskiego. Niestety zachowane do dziś archiwalia klasztorne nie odnotowały tego zdarzenia. Stąd dokładny termin założenia bractwa szkaplerznego w Rozwadowie nie jest znany. Wolno jedynie przypuszczać, że fakt ten nastąpił w stosunkowo krótkim czasie po ratyfikacji papieskiego dokumentu przez biskupa krakowskiego.
Z kolei zakonna procedura dotycząca organizacji szkaplerza karmelitańskiego domagała się, aby w chwili erekcji jego znajdowała się w danym kościele oddzielna kaplica szkaplerzna, względnie specjalny ołtarz bracki, a przynajmniej jakiś obraz M. B. Szkaplerznej. Konfrontując te dyrektywy z ówczesną sytuacją istniejącą w farze rozwadowskiej, należy zauważyć, iż w ciągu pierwszego ośmiolecia egzystencji tegoż kościoła, czyli w latach 1740-1748, ks. Jakielski zdążył wyposażyć całe jego wnętrze niemal w kompletny zestaw wymaganych sprzętów liturgicznych. Owszem w tym czasie udało mu się wystawić dwa zupełnie nowe stylowe ołtarze, tj. główny oraz boczny po stronie północnej. Pozostał jeszcze do wykonania drugi ołtarz boczny od strony południowej. Na sfinalizowanie tego obiektu przed uzyskaniem papieskiego przywileju brackiego pozostało plebanowi sześć lat. Zatem był to stosunkowo długi okres czasu, który umożliwiał mu terminowe przygotowanie ołtarza szkaplerznego na uroczystość zaprowadzenia bractwa w tutejszej parafii. Powyższy wniosek zdaje się więc uprawniać do twierdzenia, iż w chwili erekcji bractwa w 1754 r. egzystował już w drewnianej farze nowy ołtarz bracki wraz z istniejącym do dziś łaskami słynącym obrazem Matki Boskiej Szkaplerznej.
Twórca rodzimego wizerunku szkaplerznego pozostaje, dotąd nieznany. Przypuszczalnie wywodził się z kręgu malarzy zatrudnionych ówcześnie w zamku rzeszowskim przez książąt Lubomirskich. Byli oni nie tylko aktualnymi posesorami tutejszego latyfundium, ale również dziedzicznymi kolatorami probostwa rozwadowskiego. Z tej właśnie racji ciążył na nich obowiązek finansowania znaczniejszych wydatków na rzecz rozwadowskiego kościoła. Jeśli zatem jest prawdą, że obraz ten został namalowany w Rzeszowie, wtedy nie można wykluczyć, iż koszty wykonania jego obciążyły kasę książęcą. Z szczegółowej ekspertyzy malunku wynika, że twórca zrealizował go farbami olejnymi na płótnie lnianym formatu około 125 x 85 cm, stosując technikę laserunkową.
Rodzimy wizerunek szkaplerzny przedstawia Madonnę z Dzieciątkiem na lewej ręce. Postać Matki Boskiej usytuowana jest frontalnie do widza, natomiast Dziecię Jezus posiada jedynie twarzyczkę zwróconą ku przodowi. Prawą rączkę wznosi do błogosławieństwa. W lewej zaś trzyma jeden płat szkaplerznego emblematu, którego druga część spoczywa w palcach prawej ręki Najśw. Maryi Panny. Jednobarwne tło brązowe rozświetlają obecnie aureole wokół głów obu postaci. Na szczególne podkreślenie zasługuje ta okoliczność, że omawiany wizerunek nie zdradza cech malarstwa ludowego. Jego autorem był jakiś profesjonalista odznaczający się dużą biegłością w dziedzinie malarstwa portretowego. Realizując swe dzieło, nie uciekał się do naśladownictwa typowych kompozycji mariologicznych.
Niezależnie od powyższego archidiakon Ligenza przekazał w swym protokole wizytacyjnym parę szczegółów odnoszących się do ołtarza brackiego: Usytuowany on był w głównym korpusie kościoła po stronie południowej. Konstrukcją nie różnił się w niczym od drugiego ołtarza bocznego poświęconego św. Józefowi. Oba posiadały mensy murowane. Nastawy zaś były drewniane w kompozycji dwustopniowej. W całości też były polichromowane na kolor błękitny ze złocieniami i srebrzeniami detali. W centrum dolnej kondygnacji nastawy brackiego ołtarza, czyli w niejakim odstępie ponad mensą, zamontowany był ów obraz Matki Boskiej Szkaplerznej. Zauważyć przy tym należy, że w drewnianej farze rozwadowskiej istniało wtedy dwa ołtarze maryjne: główny, poświęcony tajemnicy Niepokalanego Poczęcia Najśw. Maryi Panny, obraz bracki z wizerunkiem szkaplerznym. Okoliczność ta wraz z erekcją bractwa typowo mariologicznego przemawia niedwuznacznie za celowym dążeniem proboszcza Jakielskiego do ukierunkowania prywatnej pobożności ogółu parafian na tory dewocji maryjnej.
Natomiast późniejsze przekazy archiwalne milczą na temat działalności tutejszego bractwa w czasach przedrozbiorowych. Wolno jedynie przypuszczać, iż rozwijała się ona zgodnie z ówczesnymi wymogami brackiej pobożności. Skądinąd bowiem wiadomo, że członkowie jego byli obowiązani do odmawiania określonych modlitw, oraz spełniania pewnych praktyk religijnych, zalecanych przez urzędowy statut karmelitańskiej konfraternii. Mędzy innymi winni byli uczestniczyć w uroczystych procesjach liturgicznych, skupiając się wokół swego ferertonu, odnoszącego na barkach członków. Poza tym zamawiali, oraz brali udział we Mszach św. odprawianych parokrotnie w ciągu roku za zmarłych braci. Pieniądze na nie czerpali z prowizji od kapitału ufundowanego im przez ks. J. Jakielskiego, który został ulokowany na kahale opatowskim w 1763 r. Nie wolno wykluczać podejmowania także innych akcji zwłaszcza na polu społeczno-religijnym.
W tym wszystkim jedno jest pewne, że dzięki szczególnej trosce wspomnianego plebana rodzima konfraternia uzyskała szereg niezbędnych obiektów do należytego kultywowania pietyzmu specyficznie brackiego. Dzięki temu zostały również stworzone sprzyjające warunki do rozwoju szeroko pojętej przedsiębiorczości na polu zarówno religijnym jak i społeczno-kulturowym. Miało to duże znaczenie także dla kształtowania się kultu ołtarzowego wizerunku szkaplerznego. Już bowiem w 1764 r. paliła się przed nim wisząca „lampa mosiężna”, oraz na obrazie było zawieszone „srebrne kółko” zapewne jako wotum wdzięczności za otrzymane łaski. W następnych zaś latach obie postacie przyozdobiono wprawdzie skromnymi ale pozłoconymi koronami. Fakty te chociaż nie wyczerpują wszelkich oznak pietyzmu do rodzimego obrazu szkaplerznego, to jednak stanowią swoisty sprawdzian „łaskawości” tegoż wizerunku już w początkowej fazie jego istnienia.
Pomyślnie zapoczątkowany kult obrazu szkaplerznego uległ wkrótce po pierwszym rozbiorze Polski w 1772 r. odgórnemu zahamowaniu rządowemu. Jak wiadomo, tereny leżące w widłach Wisły i Sanu wraz z południowymi obszarami Małopolski przypadły wtedy do monarchii austriackiej pod nazwą Królestwa Galicji i Lodomerii. Władze zaborcze przepojone duchem tzw. józefinizmu nieprzychylnego dla Kościoła zaczęły wprowadzać własny porządek legislacyjny, nie uwzględniający dotychczasowych tradycji rodzimych. W skutek tego już w 1774 r. rozciągnięto ścisły nadzór rządowy nad majątkiem bractw kościelnych, oraz zakazano im urządzania wystawnych nabożeństw. Poza tym zabroniono handlu różańcami, szkaplerzami i innymi dewocjonaliami. Dekretem z dnia 22 maja 1783 r. cesarz Józef II zniósł wszelkie bractwa i stowarzyszenia pobożne, a ich uposażenie zarekwirował na fundusz religijny pozostający pod zarządem zlaicyzowanych czynników politycznych. W następnym zaś roku ukazała się instrukcja rządowa nakazująca usuwanie nawet z liturgicznego kultu takich wizerunków świętych, które dotąd nie uzyskały wyraźnego potwierdzenia.
Na szczęście omawiany tu obraz szkaplerzny stanowił wtenczas integralną część ołtarza bocznego, więc się na razie ostał na pierwotnym miejscu. Kiedy jednak z początku ubiegłego stulecia spaliła się drewniana fara i obraz przetransportowano do świątyni klasztornej OO. Kapucynów, przezornie zawieszono go tam na bocznej ścianie w kaplicy chrzcielnej na przeciwko wejścia do parafialnej zakrystii, pozbawiając wszelkich oznak oficjalnego kultu. Nie tylko zdjęto z niego wota, ale usunięto nawet wspomniane powyżej korony. Natomiast wśród ludu zaczęła odtąd krążyć legenda o „cudownym” przetrwaniu obrazu podczas owej pożogi i odnalezieniu go w pogorzelisku bez jakichkolwiek uszkodzeń. W rzeczywistości płótno jego nie zdradza żadnych zniszczeń od ognia.
Pomimo owych restrykcji rządowych miejscowe bractwo szkaplerzne egzystowało nadal oczywiście w sposób konspiracyjny wbrew cesarskiemu zakazowi. Istnieją również niejakie dowody świadczące o kontynuacji żywego chociaż na razie prywatnego kultu tegoż wizerunku wśród wiernych. Owszem z biegiem czasu pietyzm do Madonny Rozwadowskiej zataczał coraz szersze kręgi, w czym niemałe znaczenie odgrywać zaczął drugi odpust parafialny ku czci Matki Boskiej Szkaplerznej, ustanowiony jeszcze w pierwszym ćwierćwieczu ubiegłego wieku. Przypuszczalnie w tym okresie doszło także do swoistego zniszczenia malatury w okolicy prawej dłoni Matki Boskiej zapewne pod wpływem składania w tym miejscu pocałunków przez modlących się, gdyż obraz był zawieszony na niewielkiej wysokości. Ów ubytek został nieudolnie zrekonstruowany już w połowie lat trzydziestych ubiegłego stulecia przy okazji przeniesienia obrazu do ołtarza św. Barbary.
W tym czasie doszło również do ujawnienia się po raz pierwszy w okresie galicyjskim tutejszego bractwa szkaplerznego działającego wciąż w konspiracji. Stało się to późną jesienią 1835 r. Członkowie jego zwrócili się do ówczesnego proboszcza ks. Jana Gruszyńskiego, syna wysokiego urzędnika dominialnego w Charzewicach, z projektem urządzenia w kościele przyklasztornym specjalnej kaplicy szkaplerznej, deklarując równocześnie pokrycie kosztów całego przedsięwzięcia. Jakoż obiekt taki powstał niebawem w końcowej części nawy północnej w pobliżu chóru organowego. Od czasów fundacji znajdował się tam ołtarz flisacki św. Barbary. Jego nastawę częściowo zmodyfikowano, wykonując w centralnej części średnio głęboką niszę dla umieszczenia w niej brackiego wizerunku. Natomiast obraz św. Barbary zamontowano do ruchomej zasuwy, która w przemyślny sposób miała odtąd ukrywać ów wizerunek szkaplerzny przed bezduszną procedurą józefińskiego ustawodawstwa.
Przy okazji owej translacji obraz Matki Boskiej „Rozwadowskiej” został poddany swoistemu upiększeniu. Zatrudniony do tego malarz cechowy Antoni Prebendowski usiłował najpierw stworzyć dodatkową aureolę z jaskrawo żółtych gwiazd wokół głowy Bogarodzicy. Jednak nie ukończył jej, ponieważ nie dawała pożądanego efektu. Wówczas zamalował jednobarwnie tło na brązowo, zwężając przy tym nieproporcjonalnie zwłaszcza boczne kontury welonu spływającego z głowy Matki Najświętszej. Następnie wymalował złocistą koronę umieszczając ja nieforemnie ponad głową Madonny. Poza tym uzupełnił ubytki malatury w okolicy nosa Dzieciątka, oraz prawej dłoni Matki Bożej, przy czym w widoczny sposób zniekształcił Jej nadgarstek... Wreszcie całe wnętrze kaplicy szkaplerznej pokrył skromną polichromią. Wszystkie prace ukończył przed pierwszą niedzielą Adwentu 1835 r. Koszty w wysokości 12 fi. w złocie pokryli członkowie bractwa z dobrowolnych składek.
Chociaż utworzenie kaplicy szkaplerznej dokonało się bez zezwolenia czynników rządowych, to jednak owe przeniesienie obrazu do ołtarza zapoczątkowało nowy etap w dziejach jego kultu. Bez przesady można powiedzieć, iż zyskał on wtenczas charakter półoficjalny. Wprawdzie nie zachowały się przekazy dotyczące szczegółowego porządku nabożeństw maryjnych odprawianych w kościele przyklasztornym. Pomimo to nie może budzić wątpliwości, iż od tego momentu zaczęto organizować przed odsłoniętym wizerunkiem szkaplerznym sobotnie wotywy, adwentowe roraty, majówki itp.
Poza tym odpust szkaplerzny 16 lipca zaliczał się wtenczas do głównych uroczystości parafialnych. Warto również wspomnieć, że w świątyni kapucyńskiej użytkowanej - jak wiadomo - przez parafię rozwadowską, obchodzono w tamtym czasie aż trzy odpusty maryjne: 25 marca w uroczystość Zwiastowania, będącego świętem patronalnym tejże świątyni; następnym był odpust szkaplerzny; wreszcie 2 sierpnia przypadała franciszkańska uroczystość „Porciunkuli”, czyli Matki Boskiej Anielskiej. Urządzano je zawsze z dużym napływem pątników, krzewiąc w ten sposób efektywnie pobożność maryjną wśród wiernych.
W 1855 r. Austria zawarła konkordat ze stolicą Apostolską. Stosunki Kościoła katolickiego zaczęły stopniowo zmieniać się na lepsze także i w Galicji. Dawne bractwa i stowarzyszenia pobożne odzyskiwały swobodę działania, zawiązywały się też nowe. Tutejsza konfraternia szkaplerzna począwszy od 1875 r. restytuowała zwyczaj wpisywania nowych członków do specjalnej księgi brackiej, co zwykle odbywało się przy okazji odpustu szkaplerznego. Warto nadmienić, iż w ciągu ostatniego ćwierćwiecza ubiegłego wieku wpisało się do rodzimego bractwa prawie cztery i pół tysiąca chętnych. Znaczna ich część rekrutowała się z ościennych parafii. Fakt ten świadczy niedwuznacznie, że już pod koniec zeszłego stulecia kult Szkaplerznej rozszerzył się także poza granice rozwadowskiej parafii. Dodać również trzeba, że przed pierwszą wojną światową szkaplerz karmelitański należał do najpospolitszych emblematów religijnych zwłaszcza wśród prostego ludu. Poczytywano go za najskuteczniejsze zabezpieczenie osobiste przed wszelkiego typu zagrożeniami doczesnymi, oraz za środek najbardziej pomocny w osiągnięciu zbawienia wiecznego, zaś po śmierci gwarantujący rychłe „wybawienie z mąk czyśćcowych”.
Równolegle z reorganizacją bractwa szkaplerznego wzrastała specyficzna ofiarność na rzecz obrazu w postaci wot, składanych zwykle z okazji otrzymanych łask za pośrednictwem rodzimego wizerunku Matki Boskiej. Wśród owych darów było sporo drogocennej biżuterii, którą parokrotnie spieniężono za zezwoleniem biskupim na potrzeby budowy nowej fary i w celu przyozdobienia obrazu w 1907 i 1954 r. W konsekwencji tego rodzaju zdarzeń zaczęło się stopniowo ugruntowywać także wśród okolicznego duchowieństwa przekonanie o szczególnej łaskawości Madonny Rozwadowskiej. Nie może przeto dziwić, że z okazji przeniesienia parafii z świątyni klasztornej do nowej fary przy Rynku proboszcz M. Dukiet polecił przyozdobić ów wizerunek koronami, pozłocistymi nimbami i srebrzoną sukienką metalową. Akcesoria te wykonał P. Seip, znany złotnik krakowski w 1907 r. Prawdopodobnie sprawiono równocześnie do obrazu współczesną ozdobną ramę.
Poświęcenie murowanej fary wyznaczono na uroczystość odpustową 16 lipca 1907 r. ponieważ Matkę Boską Szkaplerzną obrano za jedyną patronkę zarówno nowego kościoła jak i całej parafii farnej. W przeddzień odpustu przeniesiono profesjonalnie odnowiony obraz Rozwadowskiej Pani do nowej świątyni. Tu przygotowano dla niego okazały drewniany ołtarz w bocznej nawie po stronie południowej. Spoczął on w centralnej niszy poza ruchomą zasuwą z wizerunku św. Rodziny. Na tym miejscu obraz przetrwał do 17 stycznia 1915 r. Ponieważ w ciągu długotrwałych działań frontowych na linii Sanu we wrześniu i październiku 1914 r. ucierpiał bardzo od pocisków artyleryjnych kościół farny i zachodziła obawa dalszej dewastacji zwłaszcza wystroju wnętrza, obraz szkaplerzny wraz z figurami świętych przetransportowano na powrót do świątyni zakonnej. Było to poniekąd zdarzenie opatrznościowe, bowiem dzięki obecności łaskami słynącego wizerunku ocalał kościół i klasztor OO. Kapucynów w Rozwadowie. Miejscowy kronikarz zakonny zamieścił na ten temat następujące sprawozdanie:
Dnia 23 czerwca 1915 r. Moskale odchodząc (z Rozwadowa), zrabowali doszczętnie klasztor i (spalili) stodołę... W tym dniu krytycznym, kiedy już nie było innego ratunku, kiedy klasztor rabowano i ludzi z niego wypędzono..., gwardian wyniósł z kościoła naszego Matkę Boską Rozwadowską na ogród (zakonny), zapalił świece, zaintonował «Pod Twoją obronę...», którą dzieci małe wraz z siostrami dominikankami z Wielowsi i ludem śpiewały. Jak widok ten musiał być rozrzewniający, jak pieśń ta połączona z płaczem i lamentem musiała być wzruszająca, to wystarczy jako dowód przytoczyć to, że oficer rosyjski, który miał wyraźny rozkaz spalenia i zburzenia kościoła i klasztoru, na widok ten rozkazał podpalić tylko stodołę i na tle ognia zdjął aparatem (fotograficznym) od strony mostu kolejowego obraz niby płonącego klasztoru i odjeżdżając miał powiedzieć do O. Honorata (ówczesnego gwardiana): «Ja swoje zrobiłem, róbcie wy dalej, co do was należy». Tak więc dzięki Matce Boskiej Rozwadowskiej ocalał kościół i klasztor.”
Po odsunięciu się frontu na Wschód w 1917 r. proboszcz podjął remont zniszczonej fary, który trwał aż do 1920 r. Na odpust parafialny 16 lipca t.r. przetransportowano na powrót z klasztoru do kościoła farnego figury ołtarzowe wraz z łaskami słynącym obrazem szkaplerznym. Nabożeństwa parafialne zaczęto ponownie sprawować, począwszy od sumy odpustowej. Niestety, w nowym kościele kult wizerunku Matki Boskiej napotkał na nieprzewidziane przeszkody, które poważnie hamowały jego spontaniczny rozwój. Stawiając bowiem murowaną farę w sąsiedztwie Rynku, nie zbudowano przy niej plebanii dla proboszczów. Po dawnemu mieszkali oni przy klasztorze w pomieszczeniach fundatorskich, które władze rządowe przekazały im na własność jeszcze w 1798 r. Stąd zmuszeni byli przebywać ciągle z dala od parafialnej świątyni. Również pierwotna wikarówka stała naprzeciwko konwentu OO. Kapucynów. W konsekwencji kościół farny poza dwiema Mszami porannymi był przez cały dzień zamknięty i niedostępny dla wiernych. Dopiero w 1940 r. proboszcz A. Ziemiański zamieszkał w nowo wystawionej plebanii przy kościele farnym. Jednakże w okresie hitlerowskiej okupacji, oraz przez kilkanaście lat powojennych, czasy były wielce niespokojne, a kradzieże w kościołach nie należały do rzadkości. Przeto rozsądek dyktował również wtedy utrzymywanie kościoła pod stałym zamknięciem. Udostępniano go wiernym jedynie na czas sprawowania różnych nabożeństw, przy czym łaskawy wizerunek Bogarodzicy rzadko był odsłaniany, między innymi ze względu na wiszące tam cenne wota.
Mimo powyższych przeszkód sytuacja na odcinku organizacji nabożeństw parafialnych zaczęła w kościele farnym ulegać stopniowej poprawie od czasu przeniesienia się proboszczów do nowej plebanii. Warto przy tym zauważyć, iż niektóre czynności liturgiczne związały się na stałe z bocznym ołtarzem maryjnym. Do nich należały sobotnie Msze wotywne. Kiedy bowiem zaczął nasilać się terror hitlerowski w czasie okupacji, wprowadzono zwyczaj odprawiania każdej soboty jednej Mszy wotywnej przed odsłoniętym wizerunkiem szkaplerznym w intencji uproszenia opieki Matki Boskiej dla mieszkańców Rozwadowa. W rzeczywistości ludność miasta i najbliższej okolicy nie poniosła w tamtejszym okresie znaczniejszych strat zarówno personalnych jak i materialnych. Niezależnie od tego sprawowano przed ołtarzem Madonny Rozwadowskiej we wszystkie niedziele i święta tzw. prymarie, podczas których śpiewano Godzinki o Niepokalanym Poczęciu N.M.P. W podobnym stylu odbywały się przez cały Adwent roratnie Msze św. Natomiast w maju odprawiano przed odsłoniętym obrazem nabożeństwa majowe. Poza tym ustalił się nieco wcześniej zwyczaj udzielania sakramentu chrztu św. na stopniach tegoż ołtarza. W końcu należy zaznaczyć, iż wszystkie powyższe praktyki utrzymały się nieprzerwanie aż do końca 1971 r., tj. do czasu zamontowania w kościele farnym tzw. ołtarza soborowego, który - jak wiadomo - spowodował wiele innowacji upraszczających dotychczasowy porządek liturgiczny.
Pomimo zmiennych kolei losu i różnorakich przeszkód zewnętrznych tradycje o łaskawości wizerunku Madonny Rozwadowskiej funkcjonowały nieustannie w tradycji miejscowej ludności i nie tylko. Potwierzają to liczne wota składane niemal od początku istnienia tegoż obrazu aż do ostatnich czasów. Towarzyszyły również temu periodyczne inklinacje do przyozdabiania szkaplerznego obrazu koronami. Chociaż gesty tego rodzaju były spełniane bez wszelkich odgórnych sugestii, to przecież stanowiły one swoistą imitację oficjalnych koronacji. Korespondowała z tym również samorzutna twórczość nazewniczo-pietystyczna w rodzaju: „Matka Boska łaskawa”, względnie „cudowna”, „łaskami słynąca”, lub „łaskawy wizerunek”, a nawet „cudowny Maryi obraz” itp. Najbardziej jednak świadczy o głębokim zaufaniu i szczerej pobożności do Matki Boskiej spontaniczne zwracanie się do Bogarodzicy o nadprzyrodzoną pomoc i opiekę w przypadkach losowych za pośrednictwem rodzimego obrazu szkaplerznego. W takich okolicznościach zamawiano częstokoroć Msze św. przed łaskami słynącym wizerunkiem Madonny Rozwadowskiej, oraz składano zwykle różnorakie obietnice wdzięcznościowe. Analogiczny pietyzm podzielało również miejscowe duchowieństwo. Oto jeden z tego typu przypadków zaczerpniętych z relacji tutejszego proboszcza ks. A. Ziemiańskiego i jego siostry Heleny:
„Późną jesienią 1934 r. zachorowała na tężca ówczesna kucharka i gospodyni plebańska Stanisława Szypułówna. Pamiętam - mówiła H. Ziemiańska jedna z opiekunek chorej - kiedy doktor Hieronim Krasoń dawał jej zastrzyk surowicy, powiedział: «Jeżeli pacjentka dostanie potem wysypki, będzie przepadło». Wysypka rzeczywiście się pojawiła. Wtedy lekarz zwątpił całkowicie w możliwość wyleczenia i przestał przychodzić do chorej. Wieczorem tego samego dnia jeden z ojców kapucynów zaopatrzył Stanisławę na śmierć. Następnego ranka Stanisława miała szczęki tak zaciśnięte, że ledwie kawałeczek Komunii św. udało się jej przełknąć.”
Z kolei ks. Ziemiański zrelacjonował całe zajście ówczesnemu ordynariuszowi przemyskiemu Ks. Bp Fr. Bardzie: „...Kucharka Stanisława Szypułówna zachorowała na tężec. Lekarz H. Krasoń ujął jej trochę cieczy kręgosłupowej i dał zastrzyk surowicy przeciwtężcowej. Przyszło porażenie opon mózgowych i choroba posurowiczna. Na całym ciele pokazały się wypryski. Lekarz wtedy oświadczył stanowczo, że nic więcej nie zdoła zrobić, bo daremne wszelkie zabiegi i przestał chorą odwiedzać. Wtedy proboszcz... udał się z prośbą do Matki Boskiej Rozwadowskiej, ofiarował wotum w postaci srebrnego serca i Matka Boża pomogła. Po trzech dniach zawiadomiono lekarza... Był zaskoczony i zapytał ze zdziwieniem: «to ona jeszcze żyje?» (Po czym) przepisał kąpiele i chora wkrótce przyszła do zdrowia.”
W związku z powyższym należy podkreślić zasługi wspomnianego proboszcza, iż on pierwszy zadbał o utrwalenie analogicznych relacji w postaci kilkunastu oficjalnych sprawozdań. Dzięki owym opisom tego rodzaju konkretnych i zarazem wiarygodnych zdarzeń o charakterze nadprzyrodzonym, jakie miały miejsce w okresie jego proboszczowania, można było zainicjować tzw. „Księgę łask”, która najbardziej wymownie zaświadcza o łaskawości rodzimego wizerunku szkaplerznego. Z drugiej zaś strony tworzy też podstawy do wszczęcia urzędowych starań zmierzających do uroczystej koronacji tegoż obrazu.
Opracowano na podstawie książki ks. doc. dr hab. Wilhelma Gaja-Piotrowskiego „Parafia farna w Rozwadowie 1740-1985”.
powrót